Mniej więcej rok temu zaczęłam odczuwać strach przed narodzinami Karoliny. Bardziej, niż samego porodu, obawiałam się tego jak to będzie jak już mała się pojawi. Ale zanim miało do tego dojść trzeba było przebrnąć przez poród. Pamiętam jakby to było dzisiaj. Dwa tygodnie przed planowaną datą porodu zaczęłam go sobie planować. W tym celu użyłam kreatora planu porodu dostępnego na stronie Fundacji Rodzić po Ludzku.

źródło: flickr.com
Pięknie w nim opisałam wszystko co tylko mogłam – od moich wymagań co do porodówki, poprzez osoby towarzyszące, obecność studentów przy porodzie, przygotowania mnie do porodu, samego porodu i jego poszczególnych faz aż do moich wymagań odnośnie postępowania z dzieckiem po jego narodzinach. I co? Jak przyszło co do czego to ten piękny plan gdzieś położyłam i nie został przekazany położnej. Cała ja! Teraz wiem, że i tak nie potoczyłby się on zgodnie z tym planem, ale wtedy wydawało mi się to bardzo istotne.
Planowałam poród w wodzie – sala z wanną była zajęta
Chciałam mieć możliwość chodzenia podczas porodu – musiałam leżeć bo cały czas byłam podłączona do KTG
Chciałam rodzić bez znieczulenia – niestety się nie udało, dostałam aż dwa rodzaje
Nie chciałam stosować środków wywołujących poród – skurcze były nieskutecznie i trzeba było podać oksytocynę
Chciałam uniknąć nacięcia – nie wyszło
Po porodzie chciałam żeby mnie nauczono przewijać i ubierać małą – opieka na sali poporodowej była tak kiepska, że musiałam się sama tego nauczyć (ale to akurat wyszło mi na dobre)
Chciałam karmić wyłącznie piersią – w drugiej dobie musiałam raz podać mieszankę (Tu mam pretensje do pediatrów, bo dziecko było głodne nie dlatego, że nie miałam pokarmu, ale dlatego że miało krótkie wędzidełko podjęzykowe i nie radziło sobie z uchwyceniem brodawki, a lekarze w książeczce zdrowia wpisali – brak anomalii w obrębie jamy ustnej. Nawet tego nie sprawdzili, a można było je od razu podciąć i oszczędzić nam wielu problemów. Podcięcia dokonaliśmy 10 dni po porodzie – prywatnie!)
Tak sobie teraz wspominam i myślę, że pomimo tego, że poród nie potoczył się tak jak sobie tego życzyłam, to nie było tak źle. Owszem, wtedy wydało mi się, że wszystko jest nie tak i że umrę z bólu, ale kiedy położna podała mi Karolinę, wszystko to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Byłam szczęśliwa, że moja Kruszynka jest już ze mną.
A jak było z Wami? Planowałyście cokolwiek czy poszłyście na żywioł?